czwartek, 9 czerwca 2011

Dzień 1 Czyli jak Ola walczyla z Jet Lag.

Nie wiem czy obudziłam się rano bo zegarek wskazywał 3cia po poludniu, wciąż w Polsce w tym czasie była jedenasta, więc jeszcze rano. No tak, pierwszy dzień, pierwsze problemy ze zmianą strefy czasowej. Plus cztery godziny do wszystkiego, do śniadania które jem tutaj w porze obiadowej, do pojścia spać o czwartej nad ranem, tylko czarnego bluesa jakos nie było, podwórko puste a ja wciąż coś pisze, czytam, sprawdzam wiadomości.

Pierwszy dzień to również pierwszy spacer, pierwszy raz wyszłam na szerokie kazachskie ulice. Wieczorem wybrałyśmy się z Sabiną na zakupy, w końcu pomimo że lodówka była pełna, ja nie miałam za bardzo nic do jedzenia. Pamietam wyraz ich twarzy gdy mówiłam:
„Jestem wegetarianką
o mój boże, dlaczego?” i te przerazone oczy wbijajace mi się w głowe aż do potylicy. Tak, jestem wegetarianką i mam zamiar wytrzymac w tym kraju na środku/koncu swiata najblizsze 13 miesięcy. Dlatego nie było rady, musiałyśmy od razu pojśc do supermarketu, gdyż kazachska gościnnoś nie mogła znieść myśli ze bylabym kiedykolwiek glodna będąc ich gościem.

Jedna z pierwszych różnic, pomimo tego ze ulice są szerokie, asfalt gładki to w większości miejsc nie ma porządnego chodnika, idzie się poboczem, a samochody po prostu mijaja jeden po drugim.


W sklepie gdy pytamy o mleko bez laktozy pytaja czym jest laktoza, o jogurt już nie pytamy. Co do zywności bezglutenowej również przepraszająco rozkładają ręce. Cóż, będziemy musiały wybrać się do sklepu z żywnością dla diabetyków, dietetyków i innych „wykolejeńców”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz