poniedziałek, 6 czerwca 2011

Dzien - 0,25

Wrocław, jedno z tych miast ktore szczerze kochalam. Odra bardziej szara niz modra rozpasla okalajac rzeczne wysepki, Ostrów tumski z tysiacem zakatkow, w ktorych az zal sie nie zgubic, mosty, mosteczki, kladki, kladeczki, waskie przejscia, ciasne, krete uliczki starego miasta. To caly Wroclaw jaki pamietam z czasow kiedy tam mieszkalam. Pamietam sloneczne poranki i dżdżyste popoludnia, wycieczki rowerowe i spacery wzdluz wybrzeza, pamietam zachody slonca gdy gapiac sie na tarcze sloneczna spokojnie zatapiająca się w odmetach rzecznych.

W ten czwartek o 6stej rano Wroclaw wygladal jakby w ogole sie nie zmienil, moze kilka remontow wiecej, moze mniej korkow na dojazdowkach, moze... Wyskoczylam z pociagu zaspana,
Prosze Pani prosze wstawac, juz wroclaw, pociag zjezdza na bocznice...
Zaspana dojechalam na Lesnice, ostatni raz w tym roku widzialam sie z bratem, potem krotka rozmowa, tak w Kazachstanie bedzie mi dobrze, no a jak nie bedzie to wroce, taki przynajmniej mam plan. Tak bede od czasu do czasu sie odzywac, tak nie macie sie o co martwic, tak opiekuj sie rodzicami i dziadkami i jak cos to dzwon do mnie o kazdej porze dnia i nocy. Pamietaj, dzwon!

Jadac na spotkanie z T. zasypialam w autobusie, gdy sie ocknelam okazalo sie ze pomimo tego ze wybralam dobry autobus to trasa sie zmienila i zamiast do centrum jedzie na zajezdnie. Wysiadlam, wsiadlam w nastepny, potem jeszcze przesiadka, wreszcie Renoma, wreszcie jestesmy spowrotem na traku. Jestem na traku - bo ja wszystko skrzetnie planuje, kazdego dnia robie liste rzeczy niezbednych, liste potrzebnych i dodatkowych sprawunkow, nie wychodze z domu bez kalendarza, do tego uzywam jeszcze 3 Google Calendars, przypominaczy w telefonie, gdy jade gdzies mam foliowke z biletami, najwazniejszymi telefonami i mapa. W barze pije tylko dwa piwa, na sniadanie jem codziennie koktail witaminowy, pisze tylko czarnym dlugipisem, nosze tylko trzy kolory ubran jednoczesnie. Czasami zastanawiam sie, czy w ten sposob nie probuje zrownowazyc ogolnego braku rownowagi i wszechpanujacego chaosu wokół.

W koncu laduje w Galerii Dominikanskiej z T., rozmawiamy gdy okazuje sie ze on musi juz isc bo nie-zaplanowana sprawa, ktora nagle wymknela sie spod kontroli musi byc zalatwiona dokladnie teraz, coz dobrze bylo sie w ogole z nim zobaczyc. Dzwonie do Goni, zobaczymy sie zaraz, wreszcie w koncu tak dawno sie nie widzialysmy, Wielkanoc to przeciez odleglość lat swietlnych, a juz czerwiec. Az dziwne, ze kiedys nie moglysmy wytrzymac dwoch dni bez jakiegos wspolnego wyjscia, bez rozmowy twarza w twarz... potem studia wszystko zmienily, ja wyjechalam do Gdanska, Gonia do Poznania, w tak zwanym miedzy czasie bylam jeszcze w Indiach, przeprowadzilam sie do Wroclawia, bylam w Grecji, wyjechalam na Wegry a Gonia wciaz mieszkala, studiowala i pracowala w Poznaniu.

Malgorzata zawsze byla dla mnie wzorem, gdy sie poznalysmy jeszcze w zamierzchlych czasach wczesnego dziecinstwa, wzbudzala ogolne zainteresowanie. Nie tylko uroda ale przede wszystkim rozwaga i podejsciem do zycia. Przez te wszystkie lata wiedzialam ze cokolwiek by sie mi przydazylo, moge bez wahania chwycic za telefon, wykrecic numer, ktory od wiekow znam na pamiec i ... cos sie wymysli. Że moge przyjechac w srodku nocy i z najdalszych podrozy, i bedzie na mnie czekala ta sama pogodna twarz, te same ufne spojrzenie i ten sam przyjacielski uscisk.

Wtedy we Wroclawiu od Malgoni dostalam porcelanowy kubek do zaparzania herbaty, moja pierwsza rzecz w nowym biurze na koncu swiata. Nawet teraz, kiedy to pisze, w kubku wciaz zostaly dwa lyki zielonej herbaty z cukrem. Takiej jak zawsze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz