poniedziałek, 6 czerwca 2011

Dzien - 0.5

Do Trojmiasta dojezdzam o 8:30, wysiadam na Oliwie, ide do budynku WNS. Przemywam twarz, przeczesuje wlosy, niestety nie wazne jakimi srodkami potraktuje moje wlosy czy twarz, po 700km w podrozy nie beda wygladac swiezo i ladnie. Trudno, wyrzeczenia sa elementem kazdego wiekszego sukcesu, ide do biblioteki.

Kawa, kolejny raz kawa, w kazachstanie chyba w ogole przestane pic kawe zeby zrownowazyc ilosc kofeiny jaka dostarczam ostatnimi czasy mojemu organizmowi. Czarna, mocna z cukrem, poprosze.

O 11stej spotykam sie z najukochanszym profesorem M.C. rozmawiamy, planujemy magisterke, on bardziej niz ja, ja wciaz mysle o tym czy zdam egzamin czy nie, bo jak nie to sytuacja ktora juz jest skomplikowana staje sie nie-do-przejscia. Ze spotkania wychodze pelna pomyslow, w portierni czekac bedzie na mnie koperta z materialami, testami, akruszami, wszystko co by ten rok w kazachstanie wykorzystac jeszcze bardziej.

Wpadam do gabinetu M.J. "bardzo przepraszam, myslalam ze konsultacje sie zaczynaja o 17nastej" - zaczynaja sie o 16stej, wciaz jest godzina, mozna do kolokwium podjesc. Podchodze. Test wydaje sie bardziej niz z kosmosu. Nauka, gdy nie ma mnie na zajeciach do latwych nie nalezy. Wole nie patrzec na ilosc plusow i minusow na kartce. 9/14, zdalam. Zaczynamy czesc ustna, wreszcie z gorki, opowiadam o roznicach w kontrascie w odniesieniu do kultury, mowie o tym jak miezkalam z Japonka Ayo, jak ona jadla, mowila, wyrazala emocje. Potem pytanie o samokontroli, mowie ze jestem wegetarianka, ze nie zawsze latwo jest sie kontrolowac szczegolnie z uczuleniem na gluten i laktoze, mowie dalej a tu okazuje sie ze dr. M.J. tez jest wegetarianinem, rozmawiamy o mleku sojowym i kozim... nie, to nawet nie byla strategia na slonia. Ostatnie pytanie o celach proksymalnych i dystalnych. Zdalam.

Wychodzac mowie ze nie zamienilabym Uniwersytetu Gdanskiego na zaden inny, szczerze, zupelnie szczerze. Zaden inny uniwersytet nei bylby chyba az tak przyjazny studentowi, a przynajmniej jednej konkretnej studentce. Uczyc sie trzeba, reszte mozna dogadac. Jak ktos ma pomysl na zycie to i w dziekanacie, i w rektoracie, i w kazdym gabinecie znajdzie sie rozwiazanie kazdego, nawet najbardzej zagmatwanego problemu. Szkoda tylko, ze Trojmiasto samo w sobie nie jest takie przyjemne. Nie, nigdy nie moglam do konca zrozumiec komunikacji miejskiej, zniesc przenikliwego zimna i silnych wiatrow. Coz moze to nei jest moje miejsce do zycia, przynajmniej w wieku 21 lat wiem gdzie nie chce mieszkach, szkoda ze tych "chce" jest wicaz tak duzo do sprawdzenia, ze doprowadza mnie to do frustracji. Przeciez czas goni, a w koncu trzeba znalezc sobie te jedyne, wyjatkowe miejsce, te stacje na ktorej sie wysiada, te spokojne 4 sciany w ktorych sie nie pomieszkuje, w ktorych sie naprawde mieszka.

wracam do wroclawia dzielac przedzial z uczestnikami wycieczki do Trojmiasta, dzieciaki z gimnazjum byly zobaczyc Westerplatte. Boze, Gimnazjum, kiedy to bylo? Wydaje sie byc kosmiczna przeszloscia a to przeciez jedynie 6-7 lat temu? Jakie wtedy mielismy pojecie o zyciu? Jak bardzo sie zmienilismy, dojrzelismy do oliwek, wytrawnego wina i whiskey, schowalismy do kieszeni wielkie marzenia i wlozylismy szpilki, dobrze skrojone garnitury i aktowki, czyzby?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz