niedziela, 26 czerwca 2011

Dzień 16

Paszport  - jest,
Adres – jest
Telefon – jest
Wynik ostatniego badania krwi - jest
Lekarstwo i łacińska nazwa substancji czynnej - jest
Slowniczek polsko – rosyjski – jest
Odprawę uważam za skończoną, można iść do lekarza.  Iść, bo do pseudo taksówek wciąż nie jestem jakoś za bardzo przekonana. Tole bi do rogu z Kunajeva, potem w górę aż do czwatrego skrzyżowania i w prawo w kierunku Ramstore, no może zapytam...
„Przepraszam, gdzie jest Ramstore?”
 „daleko, wracaj sie dziewuszka tam i autobus 65 a potem przesiadka na 48”,
„ale mapa wskazuje ze to w druga strone?” pytam z niedowierzaniem,
„nie, nie paniemaju dziewuszka, da da na prawo i potem 65, przesiadka 48”.
No to ide, dochodze do gmachu uniwersytetu, na przystanku ludzie mówia , że stad autobusy nie odjeżdzaja w kierunku Ramstore, że to trzeba brac autobus 73 i jechac 5 przystanków w góre, potem przejs c przez ulice i wsiąść w 34”.... koniec końców biorę taksówkę. Za równowartość 1 euro jade pod sam Ramstore, który okazuje sie w kierunku, który sama bym sobie z mapą w dloni wskazała.  Czy morał z tego taki, że miejscowi nie znają miasta, czy może że ich angielski jest na poziomie wprawiającym w zakłopotanie, czy po prostu miałam pecha i pytalam nie tych co trzeba? W każdym razie w poszukiwaniu kliniki jestesmy dopiero w połowie.
Ramstore to przeciez dopiero dzielnica, pytam dalej bo tu już moja mapa się urywa, Furmanowa, Jelinkowa... cokolwiek, ja mam spotkanie w klinice, ktora jest tutaj w pobliżu. Po zatrzymaniu kilku przechodnów i ich zmieszaniu na twarzy domyślam się, że nie jest to zbyt popularne miejsce. Popularne, niepopularne ja tam mam byc o 3ciej a jest juz za 10... trzeba szukać.
„Dziewuszka pojdzie na prawo i do konca ulicy”  - ide, ide, ulica sie konczy, kliniki nie ma.
„Dziewuszka wóci się do skrzyżowania, pojdzie na prawo i już bedzie widać” – wracam, wracam, skręcam w prawo dochodze do ściany, niczego nie widać.
„Dziewuszka najlepiej weźmie taksówke, to jest w innej dzielnicy ale blisko” – oooo nie, taksówek nie biore poza tym mapa jak byk wskazuje ze to tutaj.   
Koniec końców rozglądam się jak turysta w poszukiwaniu widoków za tabliczkami z ulicami. Jestem na Furmanowej, dobrze, sześćdziesiąt dwa, sześćdziesiąt cztery... w tamtym kierunku.. koniec końców potykam się prawie o budynek przy Furmanowej siedemdziesiąt cztery. Nie przypomina kliniki, badziej biurowiec, wchodze na wysoki parter, pytam recepcjonistke..”Tak, klinika znajduje sie od drugiego do szostego piętra, recepcja na drugim”. Wchodzę dziarsko na drugie piętro, dokumenty, numer telefonu, zakładamy karte, płacę za wizytę, wchodze piętro wyżej, pukam do lekarza, ona patrzy, patrzy...  Po pietnastu minutach wypisuje mi recepte i moge wychodzić. 

Dodatkowo dowiaduje się że w Kazachstanie nie trzeba mieć recept na leki, że jedynie wystarczy znać substancje czynną po łacinie i ilość specyfiku, z taką informacją udać się do apteki i ... już. Moją ciężko zdobytą receptę mam do dzisiaj w szufladzie biurka, kosztowala mnie półtory godziny w jedna stronę, godzinę spowrotem, dwadzieścia pięć minut u lekarza i 4000KZT.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz