sobota, 2 lipca 2011

Dzień 24

Pada. Znowu pada. Promienie słoneczne z trudem przebijają się przez gęste chmury by w ich świetle pojawiła się tęcza. W Kazachstanie nawet kiedy świeci slońce, pada. Nie, to nie jest bynajmniej znajoma wszystkim mżawka, taka co to nawet można nie zorietować, tutaj, jak pada to po prostu pada. Ulice zmywa tafla wody a na chodnikach tworzą sie strumienie. Pada przez chwile, no powiedzmy pół godziny, by potem wyszło słońce, i tak w kole Macieju... bez przerwy od kilku dni.
Słońce, chociaż się stara i dotyka promieniami powierzchnię ziemi, jest jednak w tej walce na przegranej pozycji. Z deszczem nie ma żartów, jak pada to już na całego, szaleje deszcz, szaleje, zalewa, wymywa, wypłukuje do póki się nie znudzi i sobie na troche nie odpocznie.

Wtedy też Słońce wychodzi, sprawdza, osusza, rozświetla niebo, wzbudza i uśmiech, i zakłopotanie. Bo jak tu się nie kłopotać, kiedy wiadomo, że słabe sloneczko z deszczem sobie nie poradzi? Jak ten przyjdzie to słońce, może sie co najwyżej schować, za chmurki. Dlatego nawet ono patrzy na uniesione głowy ze smutną mina przepełnioną bezradnością, patrzy i mówi "ja tu tylko sprzątam, co ten chuligan napsocił".

Strumienie z chodników wpływają do rynsztoków, ulica wycycha, a ubrania, tych co zmokli w czasie deszczu, schną spokojnie na sznurku opalając się w promieniach wyłaniającego się zza chmur Słońca. Ludzie w pośpiechu otrzepują parasolki i wyruszają załatwić sprawunki, dzieci puszczają papierowe statki o oceany kałuż bądź bawią się skacząc z jednej w drugą robiąc przy tym głośne plask.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz