niedziela, 26 czerwca 2011

Dzień 17


Internet jako punkt zapalnyw w walce cywilizacji wschodu i zachodu to byla dopiero rozgrzewka. Jak to bywa przed burzą, dzień zapowiadał się całkiem, całkiem. Wstałam rano jak zwykle w okolicach poludnia, herbata, śniadanie, druga herbata, mail, mail,mail, skype, skype, skype, niby nic, a jednak stosunki międzygalaktyczne mojej organizacji i ja pośrodku bezdroża, Polka w Kazachstanie, mam dość dużo rzeczy do załatwienia każdego popoludniowego poranka. 

Nawet się nie spostrzegłam jak przed drugą dostałam smsa od Ariany, znajomej Rosjanki studiującej w Polsce, że może się dopiero ze mną spotkać o czwartej. Myślę sobię, to nawet lepiej, kończe raport, ide na Zielony Bazar po dzienną dawkę witamin w postaci papryki, ogórka, pół kilo truskawek i , a niech strace, banana. Poza tym sprawa rolek wciąż wisi w powietrzu, a im szybciej zaczne jeździć tym szybciej wpadnę na swojego przyszłego małżonka. Informacja dla niewtajemniczonych, jak donoszą bardzo subiektywne źrodła, najlepszym sposobem na randkę wszechczasów jest wspolne jeżdzenie na rolkach, w latach siedemdziesiątych obowiązywał mit wrotek, obecnie z duchem czasu przerzuciliśmy się na jednośladowki.
Idąć w dłoniach przekręcam czerwony bryloczek do kluczy w kształcie węgierskiej ostrej papryki, myślę sobie co tam się teraz musi dziać, jaka jest pogoda, jakie warzywa na targu i po ile są truskawki. Wchodzę do centrum handlowego, chłodne powietrze działa orzeźwiająco, chowam bryloczek, wyciągam portfel, wkładam kartę do bankomatu, i już mam wpisywać unikalny kod pin, który zawsze zaslaniam ręką dla bezpieczeństwa moich środków dostępnych i zdrowia moich rodziców, kiedy... nagle, zupełnie z ukradka, chcąc nie chcąc gapie się w czarny jak espresso ekran. Bankomat się wyłączył. 

Zdolnościami mojego umysłu, napinając sieci neuronów cofam się w czasie, w zwolnionym tempie oglądam klatka po klatce akcje real-life-show. Podchodzę do bankomatu, sięgam po kartę, kątem prawego oka widzę zbliżającą się panią z mopem, wkładam kartę do czytnika, mop się z bliża, naciskam English, mop jest już tuż przy bankomacie, mop dotyka bankomatu... mop dotyka bankomatu... bankomat się wyłącza. Ja stoje sparaliżowana gapiąc się na czarny jak espresso ekran, pani sprzątająca odchodzi niepostrzeżenie. Spoglądam na podłogę przy bankomacie, na kafelkowej, wciąż mokrej posadzce lezy kabel zasilajacy bankomat, nie nie ma tam żadnej obudowy zabezpieczającej, nie nie ma co się dziwić, przerwanie połączenia między przewodami powoduje wyłączenie się zasilania urządzenia elektronicznego – bankomat się wyłączył.
Moja karta zapewnie oblała się pąsem, w końcu tyle z wariatką przeżyłyśmy, a ona teraz siedzi tam w środku, w ciemnym, niedzialajacym bankomacie i jej smutno, z drugiej strony ja stoje przed bankomatem z ciśnieniem na progu zawału serca.  Dzwonie pod numer infolinii, nie żebym spodziewala się że ktoś ze mną po angielsku porozmawia, przekazuje telefon ekspedientce w sklepie. Ta pisze mi na kartce adres biura do ktorego mam się udać i tlumaczy że tam powinni mi pomóc. W drodze wbiegam jeszcze do mieszkania, zbieram wszystkie drobniaki o łącznej zniewalającej wartości– 300 KZT i pytam Tanye czy to mi starczy na taksówkę do banku. W odpowiedzi dowiaduje się że będę musiała albo mieć szczęście albo się dobrze targować. 

Dzwonię jeszcze do banku, tym razem odbiera młoda kobieta z całkiem płynnym angielskim, tlumaczę jej że moja karta utknęla w bankomacie. Ona na to, ze tak, to się tu zdarza, ale że muszę napisać podanie, złożyć je w głównym biurze i w ciagu 10 dni roboczych powinnam dostać karte pocztą bądź też do mnie zadzwonią i będę musiała podejść do najbliższego oddziału. Całkiem miło z jej strony, myślę sobie wpadając w furię gdy tylko perspektywa 10 najbliższych dni bez karty kredytowej wreszcie jawi mi się przed oczyma. Starając się opanować narastający balon negatywnych emocji mówię jej, że 23go kończy mi się wiza do kazachstanu, na jutro mam zarezerwowany bilet do Kirgistanu i bez dostępu do karty nie mogę zapłacić za wizę na lotnisku w Manasie. Wciąż miła konsultantka sugeruje mi natychmiastowy przyjazd do biura głównego banku, bardzo stanowczą rozmowę z managerem i miejmy nadzieje rychłe odzyskanie karty w ramach ekspresowego serwisu. 

Idę więc po taksówkę. Pierwszy samochód odjeżdza z piskiem opon, w drugim kierowca kiwa głową z pożałowaniem, trzeci w końcu się zgadza. Jadę, jadę, jadę prawie na koniec świata. Nie mam pojęcia ani gdzie jestem ani czy w dobym kirunku zmierzamy, domy stają się coraz rzadsze, wieżowców nie widać, pokazują się parki, parking, zabudowane wielkim murem posesje. Frustracja wzrasta, dochodzi bowiem już piąta i w ciągu dwóch godzin zamkną banki, wszystkie.  Zatrzymujemy się w jakiejś dziwnej dzielnicy, obdrapany tynk budynków nie wróży niczego dobrego, samochód zwalnia, podchodzi do niego kobieta ubrana w uniform pielegniarki. Pasażer z miejśca obok kierowcy rozpina pas,wyciąga z kieszeni gruby plik banknotów, odkręca okno i podaje go pielegniarce, ta nawet nie przelicza tylko wkłada do kieszeni fartucha i odchodzi. My odjeżdzamy. 

Co chwile spoglądam na zegarek, czas leci nieubłaganie, a ja wciaż nie mam pojecia gdzie jestem, wreszcie na horyzoncie pojawiają się budynki ze znanymi neonami marek. Samochód zwalnia, kierowca pyta się mnie czy tu może być i ręką pokazuje na drzwi do banku. Wysiadam. 

Popycham masywne drzwi wejściowe i od razu pytam sie gdzie jest ktoś kto mówi po angielsku. Ochroniarz zaprowadza mnie do gabinetu gdzie tlumacze sytuacje zgrabnej brunetce w bardzo delikatnym makijażu, mówię jej że ja musze jutro wyjechać z Kazachstanu, że wiza, że pieniądze, że ja nie wróce, że musze dostać karte, że to niedorzeczne żeby wyłączyć kabel od bankomatu mopem, że  nie wyjdę stąd dopóki nie dostanę karty, że to, że tamto.... Ona wykręca numer telefonu, rozmawia, rozmawia, dopytuje się mnie o kilka dodatkowych informacji, dalej się dzwoni by po chwili powiedzieć że musimy iść napisać skargę. 

Przechodzimy przez labirynt korytarzy, wchodzimy do głównego hallu gdzie po wypełnieniu sterty druków dowiaduje się, że ów brunetka, manager do spraw klienta, wysłała już obsługę do bankomatu przy Zielonym Bazarze. Czekam spokojnie półtory godziny, po czym wypelniam kolejne papiery i moge już wracać do mieszkania z kartą w portfelu. 

Wracam, spacerem, pieszo, autobusem, znowu pieszo. Po drodze odkrywam, że na obrzeżach Almaty Szczyty Gór TienSzan są na wyciągnięcie dłoni, że po drodze jest nawet wesołe miasteczko z diabelskim młynem i kolejka górską, że napój który miał być tonikiem ni jak tonikiem nie jest tylko oranżadą, że...  tym razem wynik starcia Europa Azja wynosi 2:1.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz