wtorek, 16 sierpnia 2011

Dzień 57


Raz do roku w określonym miejscu na globie odbywa się International Congres, zwany po prostu IC. Jest to najważniejsza globalna konferencja w roku, dla ponad 500 delegatów z wszystkich krajów czlonkowskich. W tym roku IC odbywa się w Kenii. W tym roku IC odbywa się w środku Afryki.

Chyba nie muszę tłumaczyć, że obecność na IC byla zawsze moim marzeniem. Być w środku świata, ustalać strategie na rok następny nie tylko dla jednego kraju, ale dla całej społeczności liczącej sobie miliony ludzi. Czuć się częścią wszechrzeczy, mieć prawdziwy wpływ na zdarzenia globalne. Czego chciec więcej? Np biletu.

Bilety miały być, miało ich być pięć dla każdego kraju. Ze względów finansowych nie mogliśmy zarezerwować miejsc w pierwszym terminie, drugi termin byl zawsze, wiec liczylyśmy się z możliwością spóźnionej rezerwacji. Niestety, w związku z bardzo ograniczoną iloscią miejsc, w tym roku okazalo się to być o wiele bardziej skomplikowane niż kiedykolwiek. Cóż robić, trzeba kombinowac. Napisalam do Niko, tłumacząc jak wyglada sytuacja, Niko powiedziala ze napisze do Fryei, Freya przekazała informacje do Brada, Brad się uśmiechnął. Miejsce się znalazło. Z Kazakhstanu przez Rumunie, do Kenii i Roterdamu by w końcu wrócić do Almaty i oznajmić – przyklepane. Zalatwione. Da się.

I wtedy przypomnialam sobie andrzejki 2011. Z wosku wylałam kształt przypominający Afrykę, Onur nic dodać, nic ujać Wielką Brytanię. Ja właśnie dostałam bilet do Kenii, bedę tam za dwa tygodnie. Onur właśnie pakuje się do Londynu, bedzie tam jeszcze wcześniej.

Nie, nigdy nie wierzyłam w wróżby z fusów, tak wszystkie które zostały do tej pory wypowiedziane stają się prawdą. Życie jest niesamowite. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz