wtorek, 16 sierpnia 2011

Dzień 53


W Kazachstanie, niestety nie dane jest mi kupować jedzenie na wynos. Mój wybór, mój wegetarianizm, ich to bynajmniej nie obchodzi. Bogu zatem dziekowac za gotowaną kukurydzę, która można tu dostać na prawie każdym rogu. Przed wejściem do Supermarketu, przy meczecie, przed kosciołem, kukurydza jest wszędzie. Byla tez i przy centrum handlowym

„Można pażalsta adin kukurudzu”, „Skolka eto?” pytam i po chwili juz mam zamiar zacząć wcinac zółte ziarenka kiedy starszy mężczyzna sprzedajcy kukurydze patrzy sie na mnie i pyta „a Wy zamużem?”. Mówie ze nie, ze nie mam męża. On pyta czy jestem zaręczona, znów odpowiadam, że nie mam. On patrzy sie na mnie badawczo, spoglada z jednej i z drugiej strony, a potem mówi „To weź dziewczyno dwie kukurydze, one zdrowe, moze pomogą męża znaleźć”.

Płace, odchodze. Mysle sobie jakby tu sie nie zadławic tą kukurydza. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz