sobota, 16 lipca 2011

Dzień 29


Przez trzy tygodnie zylam sama w Almaty, codzienna rutyna sprowadzała się do wstania o późnej porze, włączania komputera i wstawienia wody na herbatę. Potem wielogodzinne odpisywanie na maile, rozmowy na skypie, wyznaczanie celów i konsturowanie strategii, by koniec końców znowu napić się zielonej herbaty i leżąc na kanapie czytać książkę. Samotność doskwierała od czasu do czasu, potem stała się normalnością i już nawet nie zwracałam na nią uwagi, ot tak przycupnęła w kącie pokoju i sobie siedziała nie robiąc za bardzo problemu. Aż tu nagle, dzisiaj o wczesnorannych godzinach przyjechała Salta, przyjechała i od razu wszystko wywróciło się do góry nogami. 

Nagle zaczeły się wielogodzinne rozmowy o dziwnych porach i na dziwne tematy, wspólne spiewanie ballad rockowych i narzekanie na całą płeć męską, że albo jej nie ma, albo jest za daleko, albo jak jest to nie ma odwagi by być na poważnie i tak w kole Macieju, bez względu na różnice kulturowe, które są ale nie zawsze, ktore rożnią ale tylko troche.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz