niedziela, 8 maja 2011

dzien - 23

W koncu dodzwonilam sie do ambasady w Budapeszcie. Glos w sluchawce odpowiada mi po wegiersku, tlumacze spokojnie po angielsku ze nie mowie po wegiersku i ze jestem z Polski. Troche chyba pomoglo bo po chwili odzywa sie nowy mezyczyzna, mowiacy lamana angielszczyzna z wyraznie rosyjskim akcentem. Mowi ze dla obywateli Polski wizy do Kazachstanu sa dostepne i nie ma z nimi zadnego problemu. Mam przeczytac wszystkie informacje ze strony, umowic spotkanie i sie zalatwi. Wazne sa dokumenty, gdy tylko dostane wszystkie wymagane moge aplikwac stad. Wszystkie dokumenty rowna sie list zapraszajacy z numerem identyfikacyjnym z ministerstwa spraw zagranicznych, swiadectwo zdrowia, aplikacje i 2 zdjecia. Jest oczywiscie i oplata, ale to chyba najmniejszy problem biorac pod uwage poprzednie.

Wychodzac z biura zostawiam Monice moje klucze, przypominam zeby wszystko dokladnie zamknela i sprawdzila czy komputery sa wylaczone. Jeszcze tylko do sklepu, do Kasi i pedze na pociag do Bukaresztu. Kolejne 15 godzin w podrozy, coz musze sie przyzwyczaic, to przeciez jedynie dystans jak z Almaty do Astany, a przeciez najdalsze LC bedzie az pod Rosyjska granica na dalekiej Polnocy, gdzie najszybciej moge sie dostac pociagiem w ... 3 dni. Wciaz, kszesla okazaly sie bardzo niewygodne, ludzie tuz za wegierska granica troche dziwni, troche bardziej podejrzliwi co przy zdecydowanie spowolnionej predkosci pociagu nie napawalo mnie zbytnio optymizmem.

Dziwne sny w podrozy to o balu na najwyzszym poziomie pelnego kawioru, szampana i ociekajacych falszem rozmow o biznesie. To czerwona sukienka i czarne dodatki, to siedze razem ze znajomym na brzegu rzeki i wpatruje sie w swoje czerwone paznokcie u stop wystajace zgrabnie spod czarnych paskow sandalow. Tylko jak to mozliwe ze siedzimy w Almaty jezeli tam nie ma rzeki i ja o tym wiem...

W kazdym razie po przebudzeniu juz jestem prawie przy Bukareszcie, pociag przyjezdza na czas. Alin czeka na mnie na peronie i idziemy razem na zasluzone sniadanie. Kawa, mocna, slodka i czarna. Niestety. Potem juz tylko droga na konferencje przez rumunskie autostrady, jedziemy, rozmawiamy, smiejemy sie, a ja mysle ze za 3 tygodnie bede juz posrod beskresnego stepy gdzies tam daleko w Azji...

Na konferecji wszyscy znajomi od razu rzucaja mi sie na szyje z gratulacjami. Kazachstan! Dlaczego? Jak to? Gratuluje! Bedzie wspaniale! Ostanio, gdy juz przyzwyczailam sie do tej mysli, dziwie sie troche gdy ludzie tak szczegolnie do tego podchodza, z taka emanujaca ekscytacja. Mysle sobie ze przeciez kazdy gdyby bardzo chcial molby zyc tak jak ja. Alin za trzy tygodnie wyjezdza do Kanady na trzy miesiace, ktos inny wlasnie otworzyl firme, a ja po prostu jade do Kazachstanu. Nie wiem czy to cos wielkiego, w koncu nie roznimy sie zbyt wiele od wiekszosci studentow, zaczynamy z tym samym, konczymy ... kto wie o ile inaczej.


-----------------------------------------------------
wiadomosc z ostatniej chwili, konferencja planistyczna w Kazachstanie zaczyna sie dopiero 8mego czerwca. W zwiazku z tym moze bede mogla wyjechac z Polski dwa, trzy dni pozniej... niby dwa, trzy dni a jednak zawsze mozna posiedziec u babci na ganku i porozmyslac z dziadkiem o przyszlosci, przeszlosci, o wielkich podrozach i malej, lokalnej spolecznosci.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz