środa, 11 maja 2011

Dzien - 21

Zarlo, zarlo i przezarlo. Wyjezdzam z Bukaresztu, bogatsza o plaszcz, opakowanie oliwek w zalewie, dziwny batonik nugatowy bez mleka ani maki, doswiadczenia z weekendu... ubozsza o sen i jakies 300zl. Od tego batonika juz mi jest niedobrze... eh ciesze sie ze wracam.

Wlasnie przyszlo mi do glowy, ze ja do Budapesztu wracam, mam tam swoje mieszkanie, swoj pokoj, swoje miejsca i zwyczaje. Teraz, juz za chwile bede musiala to wszystko co moje tam zostawic. Niedulgo, 21 raz mienie miejsce zamieszkania, zmienie swoj pokoj. Mieszkalam, mialam swoj adres w 9 miastach, 5 krajach, dotychczas; mam 21 lat; wciaz.

Wczoraj rozmawiajac ze znajomym z Polski, ktory akurat zaprosil mnie do siebie do Bukaresztu zastanawialam sie co sprawia, ze jedni ludzie zyja tym dziwnym, nie-do-opisania zyciem, lapiaj jedna szanse za druga, ciagna piec srok za ogon i tancza na wietrze a inni ... nie. Czyt ci inni nie maja takich marzen? Jedyne co mam to dwie rece, dwie nogi, jestem tylko ja i moja determinacja. Glowa pelna pomyslow, pomysly pelne sprzecznosci, sprzecznosci tak pociagajace, ze chcialoby sie je na raz wszystkie zrealizowac, zsyntezowac antytezy. To wszystko, na chwile obecna nie mam nawet nic do zaoferowania.


Slonce nie zachodzi, jeszcze dlugo swatlo bedzie okraszac krajobraz za oknem. Dojezdzamy do stacji Plotesti.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz