poniedziałek, 25 lipca 2011

Dzień 40

"Ale te jablko nie pachnie" mówie Salcie i ciągnę ją do drugiego straganu.
"Jak to nie pachnie? A ma pachnieć?" - ona pyta mnie ze zdziwioną miną.
"No, przecież jak jabłko jest dobre to pachnie" - tłumaczę, jakby to była najbardziej oczywista rzecz pod słońcem. Ona kiwa głową troche niepewnie i daje sie zaciągnąc do następnego straganu. Tam jabłka przechodzą już kontrolę jakości, kolor, zapach w porządku, kupujemy dwa kilo i można wracać.

Salta jest rodowita Kazaszka z trzeciego plemienia Kazachów. Kazachowie wywodza się z plemienia Hunów (z tego samego skąd Węgrowie i Turcy) którzy przybywszy na tereny kazachskiego stepu, rozdzielili się na trzy rody. Najstarszy brat Ulyżus swoje plemie literatów, poetów i nauczycieli zabrał nad brzegi Bałchaszu, Łortażus swoje plemie polityków, mędrców i radców zabrał na północ pod stepy syberii, najmłodszy zaź Krzyszusz pobratyńców swoich wladających dobrze mieczem, protektorów wywiódł na zachodnie połacie, nad morze Aralskie.  W każdym razie, Salta pomimo swego rodowitego pochodzenia kazachskiego, pomimo krwii nomada i przekupki, która z tobołkiem z jednek wioski do drugiej wędrowała, nie zna się zbytnio na owocach, nie targuje się o trzy tengi na ziemniaku, nie krzyczy, nie sponiewiera, nie ugłaszcze, nie przekupi... po prostu podchodzi, pyta i płaci.

Zatem cały obowiązek selekcji owoców, targowania się i wyboru tego co dla nas nalepsze spoczął na mnie. Obowiązki domowe, których nigdy nie miałam dotychczas stanowią dziwny dodatek, nie nei są solą w oku, bardziej ziarnkiem pieprzu w zupie. dodają smaku, ale jak się je przegryzie to nie jest zbyt przyjemne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz