Od kilku tygodni próbowałyśmy z Salta zdobyc bilety na konferencje w Kenii, za nic nie dało się tego zrobić, już nawet nadzieja w nas przygasła gdy po raz kolejny dostałyśmy wiadomość z odmową. Nic, trudno, bez Kenii też można życ, prawda? No można, ale Kenia, Kenia, Kenia, serce Afryki, środek Czarnego Lądu, no przecież serce się kraja na samą mysl o tym, żeby tam nie poleciec kiedy przecież można, no powiedzmy że można.
Zatem człowiek myśli, główkuje, zastanawia się jakby i co by tu zrobic, żeby jednak tam się znaleźć, żeby jednak do Kenii polecieć. Nagle w kłębującej od myśli głowie rodzi się co rusz to nowa idea, jedna lepsza od drugiej, pojawiają się schematy, pojawiają się sieci połączeń jak z A do B. I nagle, pośrodku gąszcza różnych sposobów pojawia się ten jeden, ten jedyny jak ziarenko z którego wyrośnie baobab. Na pasku komunikatora zapala się zielona lampka, Niko jest dostępna. Piszę do Niko, niko starego drucha, dziewczyny która byla w zeszłym roku w główym sztabie organizatorow konferencji takiej samej jak ta w Kenii. Mówie, nie moge dostać miejsc na IC, ona odpowiada. Daj mi 10 minut.
Ósma, dziewiąta minuta, dziesiąta nie zdążyła upłynąc kiedy Niko pisze zeby skontaktowac sie z Freja, powołać się na nią i powinno byc załatwione. Pisze do Freji, mail całkiem oficjalny, tłumaczący cała zawiłą sytuacje i to, że już kolejny raz nam odmówiono z dziwnych powodów. Freya odpisuje
Wypelnij ten formularz i jutro rano powinnaś dostać potwierdzenie rejestracji.Potwierdzenie przychodzi w ciagu dwóch godzin, Gratulujemy poprawnej rejestracji na International Congress w Kenii. Podpisane Conference Committee.
Zatem 16stego sierpnia będę w Kenii, na środku świata, pośród 600 innych osób ze 110 krajów debatując, myśląc, tworząc strategie dla całej globalnej organizacji liczącej sobie 50.000 czlonków. Będe w środku czegoś niesamowitego, większego niż cokolwiek doświadczyłam dotychczas.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz