piątek, 27 maja 2011

Dzien - 9

Podroze bywaja szczesciem w nieszczesciu albo nieszczesciem w szczesciu, zalezy jak na to spojrzec. Zupelnie spozniona wstalam i wrzucilam wiekszosc teoretycznie potrzebnych rzeczy do plecaka, wybieglam z mieszkania i pognalam na autobus do krakowa, na szczescie byly i wolne miejsca, i obsluga znosna. Oczywiscie mialam sie uczyc, jednak ten kto zostawia nauke na czas w pociagu/autobusie/samolocie/samochodzie wie ze wpisuje sie swoim dzialaniem w prokrastynacje, tak tez zrobilam i dopiero ze swiezo wydrukowanymi slajdami rozsiadlam sie wygodnie by moc spokojnie zaczac. Glowa zaprzatana tysiacami mysli jednak nie byla skora do kooperacji w kwestii psychologii rodzaju a tym bardziej ju motywacji w organizacji, coz nie dosc ze co chwile gubilam watek to jeszcze widoki byly stanowczo zbyt oszalamiajace by sie skupic na tabelach i wykresach.

Dojechalam do krakowa na czas, pogoda piekna, park wola by go odwiedzic i chociaz przycupnac na chwile. Krakow, krakow, krakow, mialam tam przeciez studiowac, o ile wszystko byloby latwiejsze gdyby nie rzucil mnie los nad samo Gdanskie Pomorze? Wciaz nie zamienilabym uniwersytetu na Bazynskiego na zaden inny, nigdzie indziej nie byloby przeciez prof. M.C. ani Pani Asi z dziekanatu. Totez w krakowie przy barbakanie usiadlam spokojnie na laweczce cieszac sie sloncem, promieniami oswietlajacymi sciezke rowerowa przed moim nosem, trawa ktora taka soczysta i zielona, niebem ktore takie bezkresnie niebieskie. Patrzylam na ludzi chodzacych wte i we wte, czesc w pospechu, czesc spacerem, rodziny z dziecmi, starsze malzenstwa, pary zakochanych nastolatkow... zastanawialam sie nad istota wszechswiata, czy poznanie jej jest nam do czegokolwiek potrzebne? Czy szczesliwsi jestesmy wiedzac czy bedac? Bo i pocoz nam gnac na kraniec swiata jezeli ani tam a ni tu nikt na nas nie czeka...

Czas mijal, czytalam, myslalam, spogladalam, a potem jak zawsze, bez wiekszych emocji spakowalam torby i... poszlam na pociag. Zgodnie z rozkladem pociag TLK relacji Krakow Gdynia mial odjezdzac z peronu 5tego o godzinie 17:58, codziennie. Od 17:40 do 18:10 zaden pociag sie jednak nie pojawil, nikt z ludzi na peronie nie wiedzial co sie z nim stalo. Sprawdzam rozklad raz jeszcze, waznosc do 10 Grudnia 2011, jak byk Krakow Gdynia przez Czestochowe 17:58, jest. Ide do okienka, w miedzy czasie spotykam 2 Azjatow ktorzy mieli jechac tym samym pociagiem, w informacji dowiaduje sie ze pociag odjechal zgodnie z planem o 17:06.
Jak to zgodnie?
Przeciez rozklad jest zmieniony, nie wiedziala Pani?
Nie, na rozladzie widnieje 17:58!
A to moze rozklad nieaktualny...


super, co teraz? Okazuje sie ze mozna zlapac ten sam pociag w Warszawie Zachodniej w okolicy polnocy, na przesiadk 10 minut ale da sie zrobic. Kolejne 2 godziny w krakowie juz tylko w poczekalni. 20:03 przyjezdza pociag relacji Przemysl Warszawa, miejsc siedzacych nie ma, miejsc stojacych tez brakuje, wizja 3 godzin stania przy toalecie nie napawa optymizmem, a co dopiero proba nauki w tym czasie. Jednak, karma okazuje sie wracac, otwieraja przedzial dla Matki z Dzieckiem i cudem dostaje miejsce siedzace w 1 klasie. Luz, mozna jechac

mozna jechac dopoki pociag jedzie. Dystans z Krakowa do Warszawy to 300 km, po 2/3 stoimy w szczerym polu, przesiadka oddala sie coraz bardziej.
Stoimy 10 minut - przez Polske przechodzi burza;
Stoimy 20 minut - popsul sie semafor
Stoimy 30 minut - tory sa nieprzejezdne
Stoimy 60 minut ... nikogo juz nie obchodzi powod, kondurktor oglosil ze pociag do Gdyni na nas nie zaczeka wiec bedziemy musieli koczowac na Centralnym w Warszawie na nastepny, czyli do 5tej. W tym wypadku im wiecej bedziemy czekac tu tym dluzej przynajmniej jest bezpiecznie, bo Warszawa Centalna to nie jest najlepsza opcja na zwiedzanie stolicy noca.

W gwarze narzekania tworza sie male spolecznosci narzekaczy, ktore obmyslaja juz plan zaradczy, dolaczam sie do 3 roslych jegomosci, Karola, Darka i Kuby. Przynajmniej jakos bezpiecznie bedzie sie z nimi poruszac. W Warszawie przywitala nas pustka, dworzec w przebudowie, Zlote Tarasy zamkniete, do kasy kolejka, ktora posuwa sie z wolna w zwiazku z przerazajaca iloscia zazalen i wywlekania zawilych stytuacji zawodowo prywatnych przez kazdego z podroznych po kolei. Trzeba sie zabierac, czwroka idziemy do najblizszego pubu. Panowie piwo, ja cole.

5 godzin konwersacji o niczym dobrze nam zrobila, wszyscy zmeczeni wrocilimy na dworzec i ochoczo czekalismy na kolejny pociag ktory sie spoznial. Przyjechal z nie wielkim - 20 min, opoznieniem. Miejsca byly, nawet nie pamietam o ktorej zastnelam, obudzilam sie dopiero w Tczewie by powiedziec do widzenia i zasnac raz jeszcze, chociaz na chwile...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz