sobota, 23 lipca 2011

Dzień 36

W pewnym momencie w czasoprzestrzeni, pomiędzy tu i tam, pomiędzy moim i obcym, zaczynamy wracać. Powroty do swojego zdarzają się i często, i rzadko, i z uporem próbując się  nie przywiązać do miejsc, rzeczy i ludzi, i z tęsknotą za tym wszystkim co nasze i nie nasze, a jednak jakoś bilskie.

Po półtora miesiąca w Almaty, idąc pod górkę, to z górki uświadomiłam sobie, że ja wracam do Almaty, ze wracam do siebie, do mojego mieszkania, w którym mam swój pokój, swoje łóżko i szafe pełną niepotrzebnych ubrań. Zatem najgorsze okazalo się prawdą, przyzwyczaiłam się, do doliny gór Tien Szan, do zgiełku szerokich ulic, do ludzi patrzących na mnie z uśmiechem, do melonów, babuszek i zatłoczonych autobusów.  Almaty stało się częścią mnie, integralną jak ręka czy duży palec u stopy. Już nigdy nie powiem że byłam w Almaty, w Kazachstanie, tylko przyznam że mieszkałam tam i żyłam, że zostawiłam cząstkę siebie, której już nigdy nie dostanę spowrotem, ze dostałam od babuszki cząstkę mnie, która już zawsze będzie odpowiadała na pytanie "kim jestem".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz