wtorek, 16 sierpnia 2011

Dzień 45


Wir pracy, tak moznaby to nazwać, czas w którym nie ma czasu, w gruncie rzeczy wiele sie nie dzieje ale jakos tak nie wychodzi zeby coś zrobić. Nie dalej jak wczoraj mama pyta się mnie co jadłam na śniadanie. Odpowiadam, że jeszcze nic, piję herbatę. Ona na to, „Olu, zjedz coś proszę, bo już późno, przecież prawie jedenasta”. Patrzę na zegarek, dochodzi trzecia. Nawet nie wiem gdzie czas przeleciał od dziewiątej, napisałam raport, miałam dwie wideokonferencje, zadzwonił telefon, coś się zepsuło w systemie, cos trzeba było naprawić...koniec godzina trzecia po poludniu. To chyba warto zjeść śniadanie, nieprawdaż?

Śniadanie w czasie kiedy większość ludzi w Kazachstanie jest już po obiedzie. Śniadanie je się tu zazwyczaj w godzinach bardziej rannych, coś w rodzaju siodmej, osmej. Obiaduje się natomiast zupełnie wcześniej niż w Polsce, już około godziny pierwszej ludzie zwykli zasiadać do stołu. Potem jest jeszcze kolacja po pracy, czyli po szóstej i w wypadku gdy nie ma biesiady, to by bylo na tyle. Natomiast gdy przychodzi czas biesiadowania, to juz inaczej, to juz od szóstej do ostatniego tchu, bawic się i jeść trzeba. Czyli zupełnie jak u nas. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz